Białka Tatrzańska – Grześ ???
Ferie: dzień 2
Budzik nastawiłem na 6.00. Góry na mnie czekają i szkoda każdej chwili! Potem pomyślałem, że skoro w nocy temperatura spada poniżej dwudziestu stopni celsjusza – to nie ma co szaleć.
Rano spakowany i ubrany idę do samochodu i … nic! Nie odpalił :-( Byłem załamany. Legły w gruzy wszystkie moje marzenia o Dolinie Chochołowskiej, Grzesiu i fantastycznych widokach z Rakonia w stronę Rohaczy.
Akumulator pod kaloryfer i … na stok.
Stoki w Białce Tatrzańskiej zawalone ludźmi – miłośnikami białego szaleństwa. Narty, deski,skutery, a nawet piekielnie hałaśliwe motocykle.
Wytrzymałem tam jedynie do południa i wróciłem do reanimacji akumulatora. Z trudem, ale odpalił. Jednak Fiat powinien swoje pojazdy sprzedawać w słonecznej Italii , a nie na mroźnym Podhalu.
Pierwszy cel, to stadion biatlonowy w Kirach, u wylotu Doliny Kościeliskiej. Trasy idealnie przygotowane i równiutkie jak stół. Kilka “ciekawych” bardzo ostrych zjazdów, a jeden taki, że aż mnie z wrażenia zatkało! Polecam!
Najciekawsze trasy czekały jednak poza stadionem. Dowiedziałem się o nich kierując się zasadą: „rozmawiaj z każdym”. Niewielkie wzgórza, dolina i jej stoki okazały się być całe poprzecinane dziesiątkami śladów. Były dosłownie wszędzie! A do tego wszystkiego Giewont i Czerwone Wierchy w tle, w scenerii zachodzącego słońca.
A na koniec bieg na nartach po gęstym, zaśnieżonym lesie. Testuję po kolei wszystkie ułożone ślady. Przeciskają się one pomiędzy białymi gałęziami. Krzyżują ze śladami zwierząt. Trzy sarenki gapią się na mnie i znikają w oddali. Zaszło już słońce. Czas wracać do domu.