Babia Góra zimą
Babia Góra, Królowa Beskidów, zwana jest także Matką Niepogody. Dlatego nie ma chyba lepszej pory na zimową wycieczkę, jak właśnie w kwietniu.
To było bardzo szybkie wejście. Kalkulowałem, że skoro zachód słońca wypada o 20-stej, to muszę zdążyć z Lancokorony na Przełęcz Lipnicką, czy jak kto woli Krowiarki najpóźniej na godzinę 16-stą. Półgodzinne spóźnienie obiecałem sobie nadrobić intensywnym marszem.
Na parkingu poznałem Pawła i Andrzeja z Wojtkiem, którzy także szykowali się do wieczornego wejścia. Jakże jednak różne mieli cele. Jedni zamierzali poczekać na szczycie na zachód słońca, a drugi … zjechać na dół na tachanym na plecach snowboardzie. I to już osiemnasty raz!
Podejście było potwornie oblodzone. Praktycznie nie dało się iść czerwonym szlakiem pomimo zapierania się kijkami. Pozostał marsz tuż obok lasem.
Pierwszy przystanek jak zawsze wypada na Sokolicy. W dole rozciąga się widok na Zawoje.
Widok na Gówniak i północną ścianę masywu Babiej Góry z Sokolicy.
Bez takich tyczek, przy niesprzyjającej pogodzie, nie byłoby możliwe zlokalizowanie czerwonego szlaku.
Śnieg wyrównał wszystkie nierówności terenu, dlatego można przeć szybko do przodu. Śnieg jest jednak zdradliwy. Co kilkaset metrów noga zapada się aż po udo. Trzeba mocno wytężać uwagę, aby nie skończyło to się groźnie.
Na grzbiecie widać potęgę wiatru, który potrafi wydmuchać i wytopić śnieg do gołej skały.
Śnieg w zupełnie fantazyjny sposób poprzysypywał choinki. W oddali panorama Tatr.
Babia Góra zimą. Oj, jak biało.
Gęsto zbity, momentami aż na beton śnieg.
Granatowe niebo zaciąga się chmurami.
No i już na szczycie Babiej Góry. Tablica informacyjna obklejona jest śniegiem i szadzią.
A może tak na Mędralową? Tylko dwie i pół godzinki :)
Na szczycie w zagłębieniu skalnego muru, w śnieżnej jamie, uzupełniamy płyny i zapychamy zgłodniałe żołądki. Humor nas nie opuszczał. Andrzej napisał mi potem o swoim poprzednim zachodzie na Babiej: “było bajecznie, ale nie tak Wesoło jak ostatnio z Panem :))“. Cieszę się, że udało nam się razem wytworzyć taką wspaniałą atmosferę.
Schodzimy tą samą drogą. Gdzieś pod Gówniakiem Paweł staje na skraju północnej ściany Babiej Góry i … błyskawicznie znika w dole. A było tam stromo. Naprawdę stromo.
Zostaję zupełnie sam na tej białej pustyni.
Tuż przed spodziewanym zachodem słońca nadciągają w błyskawicznym tempie chmury i chowają w sobie sam czubek Babiej Góry. Momentalnie spada temperatura, robi się bardzo zimno. Dopiero po zejściu do linii lasu, przestają szczypać przemarznięte ręce.
Ostatnie minuty w paśmie Babiej upływają pod znakiem eksplozji barw zachodzącego słońca. Ani moje umiejętności, ani sprzęt nie pozwalają na utrwalenie tego aparatem fotograficznym. Nad Zawoją powietrze pociemniało zakryte nadciągającą chmurą. Na błękitnym niebie, ponad chmurami, rozlała się łuna pomarańczowego słońca, a pionowo w dół przebiły się purpurowo-czerwone, nieziemskie promienie. Na koniec wszystko raptem zgasło i nastała noc.
Babia Góra
U widnokręgu, hej! w dali,
W stronie, gdzie niebo się pali,
Siedzi starucha;
Śniegami siwa, mgłą skrzepła,
Od słońca blasków oślepła,
Od grzmotów głucha,
W pożary gdzieś zachodowe
Zwróciwszy głowę,
Przy tem ognisku ze słońca
Grzeje się drżąca.
-Felicjan Faleński 1871.
[Babia Góra zimą – 2.04.2008r]
Pozdrawiam kolegów ze szlaku.