Zelnarica
[Słowenia i Alpy Julijskie, część 9]
Po krótkiej naradzie w Dolinie Siedmiu Triglavskich Jezior, decydujemy się trzymać planu i kierujemy się żmudnym podejściem poprzez piargi na Przełęcz Stapce (1851m n.p.m.).
Te kształty w tyle, to nie chmury jak początkowo myślałem, tylko wyłaniające się stopniowo zza obłoków strzeliste szczyty.
Szlak prowadzi zboczem Ticalica, Kopica i Zelnarica na Przełęcz Vrata. Gdzie okiem sięgnąć wszędzie surowy, górski krajobraz. Daleko w dole widać Dolinę Siedmiu Triglavskich Jezior, wzdłuż której cały czas prowadzą górskie grzbiety.
Na nielicznych i skąpych łąkach widać ślady bytności zwierząt, przypuszczalnie koziorożców. To co sprawia największą radość, to szarotki alpejskie. Te tak rzadkie w polskich Tatrach rośliny reliktowe rosną tutaj w dużych ilościach. Wprost przy i na szlaku. Wędrówka pośród nich to prawdziwa radość i frajda. Nawet nie wiedziałem, że we wrześniu będą jeszcze kwitły, a te cudeńka malusieńkie tam na nas czekały, myśmy prawie po nich deptali !!!!!
Wraz z końcem dnia,w dolinach zaczyna się zbierać morze chmur. Podnosi się coraz wyżej i wyżej. Szczyty wyrastają ponad nie, tworząc niesamowite, wiejące tajemniczością obrazy.
Na jednym ze szczytów, była to chyba Mała Zelnarica, albo Kopica, w metalowym pudełku znajduje się księga wpisów. Pudełko swoją budową przypomina te znajdowane w górach Słowacji, w Wielkiej Fatrze na Ostrej i w Sulovskich Vrchach.
Trochę mnie zdziwiło, że znajduje się na takim, w sumie nie wybijającym się szczycie, ale spotkania z księgami wpisów są zawsze bardzo sympatyczne.
Szlak prowadzi raz w górę, raz w dół, zboczem o stromym nachyleniu. Szacowana suma podejść dzisiejszego dnia 2400 metrów wyciska resztki sił, a każdy krok okupiony jest dużym wysiłkiem. Na szczęście kryzys po chwili mija i nic nie zakłóca górskiej włóczęgi.
Na Przełęczy Vrata zaczyna ogarniać nas zmrok. W dali widać czarną plamkę schroniska Zasavska Koca. Wiadomo, że już nigdzie dalej nie dojdziemy i przełęcz Hribarice zaczeka do jutra.
Nawet po ciemku widać wyraźną ścieżką. Schodzimy do Doliny Siedmiu Triglavskich Jezior i załączamy czołówki. W ich świetle, bez większych problemów udaje się odnajdywać doskonale oznakowany czerwoną farbą szlak, pomiędzy labiryntem potężnych głazów.
Otuchy dodaje odległe, żółte światełko w oknie schroniska Zasavska Koca. Krok za krokiem schodzimy na dno doliny i pniemy się ścieżką prowadzącą wprost do niego.
Ten malutki, czarny punkcik daleko na wywyższeniu w głębi doliny, to właśnie schronisko Zasavska Koca.
Duże wahania pogody w poprzednich dniach spowodowały, że schroniska zieją pustkami. Ledwie kilkanaście osób, różnej narodowości pozostaje tutaj na nocleg. Ceny to 12 euro za prycz w zimowym domku biwakowym, lub 18 euro za miejsce na piętrowym łóżku wraz z pościelą w sali zbiorowej powyżej jadalni. Do tego dochodzi dodatkowo opłata 1 euro, takie ichniejsze klimatyczne.
Wieczór, to w końcu okazja, aby spokojnie usiąść przy stole przed schroniskiem i ugotować sobie ciepły posiłek. Kuchenka szumi wesoło, gorąca herbata rozgrzewa ciała, a w dole pod nami cuda się dzieją. Mgły rozścieliły się u naszych stóp, zalewając doliny niczym mleczne morze. Niedalekie wierzchołki wystają z niego niczym tajemnicze wyspy. To są właśnie te momenty, dla których warto ponosić wysiłek i wylewać z siebie całe wiadra potu.