Fordem C-Max na wakacje
Bloger (osoba prowadząca bloga), to był kiedyś taki koleś, który pisał sobie bloga o dziewczynach, śmiesznych filmach, o tym jaką ocenę dostał z polskiego, albo wyżalał się kto go dzisiaj wkurzył. Dziś, blogi i blogerzy stały się źródłem opiniotwórczym, kształtującym mody, zwyczaje, lansującym nowe wzory. Dostrzegła to całą machina marketingowa i co sprytniejsi wykorzystują, to jedno z najnowszych osiągnięć marketingu.
Już wielokrotnie otrzymywałem do testów różne przedmioty, jak np. nowoczesne telefony komórkowe, ale propozycja testowania samochodu, to już prawdziwa gratka. Potwierdza to fakt, jak ważnym medium stały się blogi w ówczesnym świecie. I to trafił mi się samochód nie byle jaki, ale najnowszy model Ford C-Max Grand. Auto napakowane wszystkimi nowinkami technicznymi, super ergonomiczne i mogące powieźć gdzie oczy poniosą.
Oczy poniosły mnie na Bursztynowe Wybrzeże. Leżące na Żuławach Wiślanych, nad Zatoką Gdańską, pomiędzy ujściem naszej Królowej Polskich Rzek Wisły, a Mierzeją Wiślaną.
Jantar, czyli bursztyn to nie wielka wioska ożywiająca się jedynie na lato. Pośród nadmorskich ośrodków cieszy się opinią oazy ciszy i spokoju. Jak z tym spokojem jest, pisałem kiedyś przy okazji pobytu w Łebie. Jak ktoś tej ciszy i spokoju chce, to ją znajdzie. A jak ktoś chce się zabawić na dyskotece, to także nie będzie narzekał.
Z Gliwic do Warszawy dowlekliśmy się remontowaną na całej trasie czteropasmówką. Tam przepakowaliśmy się do Forda C-Max i ciekawi nowych wrażeń pognaliśmy na północ. Tak, pognaliśmy, bo autem naprawdę super się i jedzie i je prowadzi. Na co dzień poruszam się przedostatnim modelem Citroen Picasso i muszę przyznać, że Ford C-Max Grand, to wyższa półka. Lepsze prowadzenie, lepszy komfort, mniejsze poczucie prędkości. A tym bardziej, kiedy celem jest odległe od Śląska morze, świeci słońce i czekają przygody, jazda staje się wręcz fascynująca.
Pomimo wszelkich i najwyższych starań polskich drogowców, po dziesięciu godzinach jazdy nadszedł wreszcie TEN MOMENT, kiedy można iść tą cudowną drogą na plażę,
przechodząc przez te bajkowe, nadmorskie lasy,
kiedy wychodzi się na piasek
i kiedy wreszcie można rzucić się do ciepłej tego dnia wody. Aż się zdziwiłem, że taka ciepła w naszym poczciwym Bałtyku. Nie zawiódł mnie on, nie, A nawet na deser podarował jedyny w swoim rodzaju prezent, którego nie poświadczysz na egzotycznych plażach, nasz swojski, bałtycki poemat, zwany zachodem słońca. Jest to poemat niezwykły, opiewany tysiącami zdjęć i wspomnień, a jednak nigdy nie ziejący nudą. Kochamy go i podziwiamy i godzinami stąpamy po plaży nie mogąc się nim nasycić.