Barbarzyńskie metody myśliwych
Wygodna ambona i wystawiona tuż przed nią przynęta, oto barbarzyńskie metody myśliwych.
Myśliwi, to taki trochę niewygodny i problematyczny temat. Z jednej strony mówi się o ich dbałości o przyrodę, ochronie zwierząt, dokarmianiu, pomocy w selekcji naturalnej, a z drugiej strony zwykły i brutalny odstrzał.
Myśliwy kojarzył mi się zawsze z książkowym bohaterem, samotnym traperem, tropicielem, stającym sam na sam do walki z dzikim zwierzęciem.
Słowo polowanie, brzmi dość romantycznie. Tropienie, podchodzenie, zasadzki, znajdowanie najbardziej dogodniej pozycji do oddania strzału, dzielenie się trofeum. Zdaję sobie sprawę (liczę na to), że większość myśliwych, tak właśnie podchodzi do skazanego z góry na przegraną pojedynku człowiek-zwierzę.
Ale czy na pewno, ten wysiłek jest w ogóle potrzebny? Nie prościej wjechać raz i drugi samochodem do lasu (kumpel leśniczy przecież pozwoli). Zrzucić z paki brukiew, ziarno i kawałki soli, przyzwyczajając poszukujące pożywienia zwierzęta do systematycznego odwiedzania tego miejsca. Po czym zająć pozycję strzelecką w wybudowanej 100 metrów dalej, wygodnej ambonie i PIFFF!!! PAFFF!!! Romantycznie? Humanitarnie? A może barbarzyńsko? Jak myślicie?
Zdjęcie pochodzi z terenu rezerwatu (sic!) Grafik w Czarnocinie, tuż obok Parku Krajobrazowego Góry św. Anny.
Przybita gwoździami bryła soli, aby nie spadła z pola widzenia zaczajonego na ambonie sto metrów dalej myśliwego.