Góra Świętej Anny
No i miałem pojechać w wymarzone Rohacze, a pojechałem na Górę Świętej Anny.
No cóż. Można powiedzieć, że też pojechałem w góry.
A było to tak. Siedziałem sobie w sobotni poranek przy komputerze i raptownie dzwoni do mnie Majka.
„Jedziemy z Gliwic na Górę Świętej Anny, jedziesz z nami?”
„Hmmm, niech da mi chwilę pomyśleć” – myślę sobie.
„Bo wiesz, my jesteśmy już w Kleszczowie, i możemy poczekać na Ciebie w Rudzińcu.”
Brzmiało to na tyle zachęcająco, że powiedziałem „Tak”.
Po krótkim oszacowaniu pogody i wytyczeniu najkrótszej trasy Gliwice-Łabędy-Taciszów-Pławniowice-Rudziniec, wskoczyłem na rower.
Wybrałem głównie bardzo mało używane asfalty i szutry, prawie w linii prostej. Prędkość rzadko schodziła poniżej 30km/h. Cała godzina równomiernej pracy nogami doprowadziła mnie wprost do celu. Dotarłem dosłownie parę minut po Majce i Andrzeju.
Już razem dojechaliśmy przez Ujazd i Stary Ujazd do miejscowości o nazwie Zimna Wódka. Nazwa dość zachęcająca i od razu konkretnie się kojarząca, ale nie, nie, nic z tych rzeczy. Nazwa Zimna Wódka pochodzi od tego, iż osada leżała nad potokiem z zimna wodą.
Pewnego razu poprzez ten pewien teren przejeżdżał książę. Było bardzo gorąco. Płynęła tamtędy źródlana woda. Tak więc książę widząc to zatrzymał się i napił. Później powiedział: “Ach jaka dobra zimna woda”. Od tego pochodzi nazwa wsi. Początkowo zwana Zimną Wodą, dziś Zimną Wódką.
Zimna Wódka posiada piękny zabytkowy kościółek z 1748 roku, aktualnie częściowo remontowany.
Obok miejscowości Czarnocin znajduje się rezerwat Boże OKO. Nazwę wziął od kapliczki z miniaturową dzwonnicą, która się tutaj znajduje, a ochrania przepiękny starodrzew buków.
Przez pola rzepaku dojeżdżamy do naszego celu. Już z daleka widać charakterystyczny stożek wygasłego miliony lat temu wulkanu.
Góra Świętej Anny (Annaberg) to najwyższe wzniesienie Wyżyny Górnośląskiej – 400 m.n.p.m. Na szczycie znajduje się słynne sanktuarium franciszkanów, którego historię powstania przeczytać można tutaj.
Kręcimy się chwilę po okolicy, Majka zawzięcie walczy z wymianą dziurawej dętki, wypijamy zimne piwo Karmi i Góra Świętej Anny żegna nas ostrym zjazdem w dół.
Do Gliwic wracamy przez miejscowość Ferdynand obok licznych zabudowań dawnego folwarku. Teren dosyć błotnisty, ale na szczęście dzisiaj błoto nas oszczędziło.
Powrót do Rudzińca. Tam się rozstajemy i znowu samotny maraton, wyścig z samym sobą jak to Andrzej określa. Ale ze średnią prędkością już dużo, dużo niższą niż rano. Całkowity dystans 120km.